Niepokojące zimne ciała zamieszkiwały grobowce.
Niepokojące grobowce zamieszkiwały zimne ciała.
Nikt niczego nie widział. Nikt niczego nie słyszał. Nikt był
pożądany. Nikt był wszędzie. Nikt nigdzie nie był. Nikt mówił
i słuchał. Nikt potrafił milczeć. Każdy chciał być Nikt, lecz wszyscy byli ludźmi.
Ludzi nie było. Ludzie byli w domach. Ludzie zamieszkiwali domy
foremne, wypełnione geometrycznymi bryłami, w których to
odbijały się kolory geometrycznych brył. Ludzie poruszali się od
jednej do drugiej, od bryły do bryły, rysując cel życia przy
pomocy niestabilnego ołówka, przy pomocy wypisanego
długopisu, na rozpisanej kartce, kartonie, gazecie informującej o
niespotykanych wydarzeniach, zdarzeniach ludzi. Według informacji, stereotypów kochanych przez ludzi, panie to kurwy, a panowie to dziwkarze. A ludzie są zimni jak lu/ód północy.
W nocy, żółtawe żarówki wraz z cieniami opisują
świat. Nikt go czyta. Nikt go nie czyta. Nikt nie potrafi czytać, Nikt nie zna liter i cyfr światła i cienia. Dziś tylko znaki
interpunkcyjne się liczą, i ich kreatywne wydawanie. One opisują życie człowieka, one mówią że kocham, one że złość, one że lubię, one że śmierć, one że całuję cię. Czasami, że również pierdolę cię.
W zimnych domach, na błyszczących ekranach, na rysujących się
szkłach, grana jest życia szkoła. Ile prawd, ile mądrości, ile
serca, a ile miłości. Ile, za ile, po ile. Wszystkich stać. Ile? Tyle ile masz. Ile? Stać cię stać. Ile? Kup wcześniej, zapłać mniej. Ile? Raz raz raz. Ile? Rabat minus pięćdziesiąt.
Gdzieś z boku stoją kwiaty. Symbol życia w zimnych domach. Kwiat o
sztucznej strukturze należy tylko raz na marny czas skropić wodą.
Należy przemyć. Należy dać mu pozory bycia, aby wierzył,
aby uwierzył, że i on może zakwitnąć, jeśli tylko tego będzie
bardzo chciał. Nie odbieraj mu wiary, nie odbierajmy mu nadziei,
zostawmy mu marzenia i pragnienia, bo on pewnego dnia zakwitnie. On
pewnego dnia zrodzi bukiet róż, tulipanów, storczyków
bądź chryzantem.
Słychać słowa. To mowa. To dźwięki. To język. To życie. To
mądrość. To alfabet, To słownik. To miłość. To przyjaźń. To
prawda. To plotka. To relacja. To tylko słowa. Nikt na nie nie
zwraca uwagi. To słowa. Nikt im nie wierzy. To słowa. Nikt już ich
do szczęścia nie potrzebuje. To słowa. Powtarzajmy wszyscy razem.
Mówmy więc wszyscy razem. To słowa. To słowa. To słowa!
Tak mówimy wszyscy! Tak mówimy wszyscy! To słowa,
słowa, słowa!
Puste słowa, gdyż innych świat nie zna.
Tańczę na linie. Lina rozpięta jest pomiędzy grobowcami. Jestem
łącznikiem dwóch różnych światów. Niech
stanie się połączenie, niech wypełni świat, niech da nam
szczęścia, niech ześle ludzi, niech spłynie światło, niech
zakwitnie deszcz, niech narodzi się piękno, niech człowiek
zamilknie. Tańczę na linie. Lina jest słaba. Lina może pęknąć,
zerwać się i spadnę. Nie wiem gdzie spadnę. Już mnie nie będzie.
Już cie dla mnie nie będzie. Cie i was tam zabraknie. Gdziekolwiek
będę, zasługuję, żeby być tam sam. Bez cie, bez was. Będę
sam. Będę spadał. Przepraszam, jeszcze raz przepraszam, ja będę
leciał. Nie chcę spadać, chcę latać. I gdy lina podda się, to i
ja, ja polecę w dół, gdyż gdzie indziej o własnych siłach
nie dam rady polecieć. Ja polecę, i będę leciał tak długo, na
ile przepaść zezwoli. Pozwoli na długi lot? Gdzie dolecę? Gdzie
trafię? Gdzie mnie nie będzie, a gdzie się stanę jak cud?
W sypialni leżą trupy. To ludzie, bez skazy, jęczą do księżyca.
Budują nastrój chwili, ukazując wielość słów.
Mówiąc, mów mi mów. Ach, ta wielość pustych słów.
Mów mi mów.
Mów mi mów.
Tak mówimy wszyscy.
Mówiąc, mów mi mów.
Mów mi mów!
Tak mówmy wszyscy.
Mów mi mów.
Mów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz