Spójrz...
... kobieta z dzieckiem na spacerze. Idą nieśpiesznie, zmierzając
przed siebie, zmierzając w stronę słońca, podążając dróżką
odśnieżoną przez służby miejskie. Dziewczynka wskazuje palcem,
skrytym w grubej wełnianej rękawiczce. Kobieta obserwuje świat,
odkrywany przez swoją córkę. To słońce. To niebo, błękitne
niebo. To ptaki, gołębie. To chmury, białe obłoki nadziei i
szczęścia, układające się w dziwaczne kształty, formowane przez
wiatr. To zegar na wieży odmierza czas, zakreślając okręgi życia.
To śnieg, biały puch, białe kryształy, migoczące w promieniach
słonecznych, tworzące dróżkę do ludzkiego piękna. To
drzewa trwają uśpione, czekając na wiosnę, na pąki, kwiaty,
liście i owoce. To śmiech, to ludzie pozwalają sobie na głośny
śmiech, dźwięk beztroski i nowych znajomości, miłości i
tęsknoty. To sople lodu i ich krople, uciekające z tego świata,
uciekające od słońca. To wiosna skryta pod śniegiem czeka, aż
wygra bój, aż puści ostatni lód, aż nastanie nowy
dzień i stanie się cud, i zakwitnie klomb, zakwitną łąki pełne
kwiatów.
Spójrz...
... dwóch brudnych mężczyzn i brudna kobieta. W brudnych
kurtkach, swetrach, bluzach, czapkach, spodniach i umorusanych
butach. O brudnych twarzach, włosach, dłoniach i paznokciach. Idą
wtuleni w brudnych się, trzymając w brudnej dłoni plastikową
butelkę, w której trwa różowy sztorm. Fale rozbijają
się o brzegi plastikowych skał i klifów, siejąc popłoch
wśród żywych kultur bakterii. Nic nie mówią. Milczą
i charczą. Ostrożnie obserwują świat, brudząc go swymi
zabrudzonymi oczyma, dotykając go swymi lepkimi źrenicami,
zostawiając ślady zabrudzonej poświaty. Oni szukają. Ktoś musi
mieć papierosa. Ktoś musi ich poczęstować brudnym powietrzem.
Ktoś musi ich przywrócić do życia. Gdzieś musi być
szanowny pan bądź pani, gdzieś musi być zbawiciel chwili, gdzieś
musi być ktoś. Nikt brudnej trójcy nie widzi, nikt w nią
nie wierzy.
Spójrz...
... ostatni liść. Tylko on przetrwał zimę, tylko on śniegu i
mrozu nie ulągł się. Żaden z jego braci i sióstr nie dał
rady, wszyscy zniknęli już, porwani przez wiatr. Nikogo nie ma,
jest tylko on. Ostrożnie spogląda na świat, wystawiając swoją
główkę ponad grubą warstwę białego puchu. Niczego nie
poznaje. Wszystko wydaje się obce, nieznane, takie dziwne. Takie
białe. Takie wilgotne i mroźne. Nie ma zieleni. Słońce jakieś
inne, zimne. Brak kwiatów, brak purpury i czerwieni, szkarłatu
i karmazynu. Gdzie wiewiórki? Gdzie podziały się orzechy i
kasztany? A motyle? Gdzie poleciały motyle? Ich skrzydła, fruwające
kokardki, gdzie, no gdzie i one się zapodziały? Może się zgubiły?
Tak! One na pewno zgubiły się, zgubiły świat, zagubiły się
gdzieś... gdzieś gdzie jest pięknie. Poczekam. Ja poczekam na nie,
poczekam na wszystko czego brak, co znam, za czym tęsknie. Poczekam,
w końcu mam czas.
Spójrz...
... to znowu oni. Chłopak i dziewczyna. Żadnemu z nich się nie
śpieszy. Rozmawiają, a co jakiś czas, pozwalają sobie na śmiech.
Młodzi uśmiechają się, dzisiejszego dnia nikt, ani tym bardziej
nic, nie jest w stanie wyprowadzić ich z równowagi. Świat
czuje się zazdrosny. Świat też tak chce. Świat pragnie śpiewać,
tańczyć i żyć. Świat musi nosić brzemię, ciężary ludzkich
trosk. Telefon dzwoni. Chłopka mówi: „to nic”.
Dziewczyna uśmiecha i dziwi się. Cieszy się, że jest ważniejsza
niż świat, niż nowa technologia. Podróż trwa. Mimo upływu
lat, mimo gestów i słów, mimo uczuć i emocji
podróż... ucieczka trwa.
Spójrz...
... ptaki. Mnóstwo ptaków na tle błękitnego nieba. To
wrony, to kruki, to gołębie, to wróble, to jaskółki,
to wolność, o którą tak zazdrosny jest człowiek. Tam na
górze, tam na górze świat wygląda inaczej. Nie widać
brudu, nie słychać słów. Tam wieje wiatr, tam powietrze
wydaje się być. Tam jest lepiej, bo tam nie ma nas. Nie ma nas cały
czas. Jesteśmy na chwilę, jesteśmy na czas podróży. Ptaki
i marzenia.
Spójrz...
... płatki czerwonych róż. Płatki czerwonej róży
oblepione przez śnieg. Obok nich zielona łodyga i jej oręż, i jej
broń, która nie sprostała bitwie, ginąc w białej krainie
zapomnienia, cichego odtrącenia. Zwiędły kwiat, zwiędłe liście
i płatki czerwonej róży, i tańczące na nich promienie
słońca w kroplach topniejącego śniegu. Czerwień umarła, został
cień minionego uczucia, pozostał popiół gorącej emocji.
Może ktoś uronił łzę? Może ktoś ugasił płomień, pozostawiając
bezwonny i niedostrzegalny żar? Bajka prysła. Baśń już się nie
pisze. Pozostała tęsknota, pozostał nikczemny żal, pozostała ona
i on, pani i pan, i przeszły czas.
Spójrz...
... paragon. Lista zakupów, lista potrzeb chwili, dnia,
tygodnia. Słodycze dwa. Napój jeden. Pieczywo raz. Owoce
trzy. Warzywa trzy. Piętnaście złotych. I groszy trzydzieści
pięć.
Spójrz...
... rozbita butelka, a obok niej rozbite sny.
Spójrz...
... przebiśniegi i śnieg, i słońce, i łabędzi śpiew.